Gazeta codzienna

Sztuka. Kultura. Nauka.

* * *
Merkuriusz Polski dzieje wszystkiego świata w sobie zamykający dla informacji pospolitej. Od 3 stycznia 1661.
czwartek, 2 Maj, 2024 - 08:51

Czy Wincenty Kadłubek opisał władcę Wisimara? Rok 335 n.e.

wt., 13/05/2014 - 18:09

Mistrz Wincenty, zwany Kadłubkiem (ur. po 1150 lub ok. 1160 według tradycji we wsi Karwów koło Opatowa, zm. 8 marca 1223 w Jędrzejowie) – biskup krakowski (w l. 1208-1218), związany z kancelarią księcia Kazimierza Sprawiedliwego. Autor Kroniki polskiej, drugiego tego typu utworu w dziejach polskiej historiografii. Na polecenie księcia Kazimierza II Sprawiedliwego spisał po łacinie liczące cztery księgi dzieło pt. Kronika polska, które stanowi główne, aczkolwiek niezbyt wiarygodne źródło historii dziejów Polski tamtego okresu. W kronice tej podkreśla głównie moralny wymiar opisywanych wydarzeń. . Wątki dziejów Polski przeplatają się z dziejami Aleksandra Wielkiego, Juliusza Cezara, Grakchów itp.

Panowanie Wizymira a kronika Wincentego Kadłubka

Wincenty Kadłubek zapisał w swej kronice historię o bliżej nieznanych walkach Polaków z Duńczykami. Walki te zaczęli Polacy, a to z powodu chęci wypróbowania swej dzielności. Jak dalej zanotował kronikarz mieli oni zdobyć całe "Wyspy Duńskie" (Danomarchicas insulas[2]) wpierw wybijając w bitwach morskich "potężne zastępy" Duńczyków, po czym mieli podejść do "samego środka wysp" i poddać sobie całość szlachty (omnem clientulorum), a króla duńskiego – Kanuta – wtrącić do więzienia[3]. Zwycięscy Polacy dali Duńczykom możliwość wyboru sposobu w jaki chcą zostać zniewoleni: albo mieli płacić daninę, albo upodobnić się do niewiast i w ten sposób pomnożyć swoją hańbę. Jak dalej notuje Kadłubek skoro wśród pokonanych nie było zgody, którą możliwość wybrać, nałożono na nich obie powinności.

Mistrz Wincenty notuje jeszcze potem, że wnuk wyżej wspomnianego Kanuta[4] miał "pomścić krzywdę dziada". Skoro jednak nie mógł się odegrać na wrogach bo – jak podaje kronikarz – Duńczycy[5] źle walczyli z Polakami a potem jeszcze z Bastarnami[6], zdecydował się ukarać własnych poddanych. Mianowicie za każdym razem kiedy kładli się spać mieli oni "kłaść głowy na miejscu nóg i posługiwać żonom tak długo, jak one przedtem posługiwały mężom", aż zmyją hańbę, która towarzyszy im od czasu wspomnianych walk.

Historyczny władca Wisimar

Wandalski przywódca polityczny i wojskowy Wisimar lub Visimar (zm. 335) to dość znany z dzieł gockiego historyka Jordanesa (piszącego w VI w.n.e.) wandalski władca Hasdingów w czasach, gdy plemię to siedziało nad wschodnimi dopływami Cisy. Jordanes podaje, że Wandalowie wtedy żyli na ziemiach, gdzie teraz siedzą Gepidowie. Według relacji wspomnianego pisarza Wandalowie-Hasdingowie zawiązali już wcześniej sojusz z Gepidami wymierzony w Wizygotów. Jak podaje gocki kronikarz:

Geberyk (król Wizygotów) ... na początku panowania pragnie rozszerzyć władzę na szczep Wandalów. Rusza więc przeciw ich królowi imieniem Wisimar, pochodzącemu z domu Asdingów, który znaczeniem przyćmiewa inne domy wandalskie i poczytuje się za najbardziej wojowniczy. i dalej: Bitwa rozegrała się nad brzegiem rzeki Marisia. Równorzędny bój nie trwał długo. Wnet sam Wisimar, król Wandalów, i większa część jego ludzi leżeli pokotem w prochu ziemi.

W dziele Wincentego Kadłubka

1. ROZPOCZYNA SIĘ PROLOG DO KRONIKI POLSKIEJ WINCENTEGO BISKUPA KRAKOWSKIEGO

[1] Trzech [ich] było, którzy z trzech powodów nienawidzili uroczystości teatralnych: pierwszego imię, Kodrus, drugiego Alkibiades, trzeciego Diogenes. Kodrus, ponieważ był ubogi i łachmanami okryty, drugi, ponieważ był niezwykle urodziwy, trzeci, ponieważ i grzecznością obyczajów się odznaczał, i w głębokie myśli obfitował. Pierwszy, aby i tak już budzącego śmiech ubóstwa nie wystawiać na ogólne pośmiewisko; drugi, aby nie narażać się na niebezpieczeństwo uroków; trzeci, aby nieskalanego majestatu mądrości nie wydawać na błazeńską poniewierkę. Wolał bowiem Kodrus uchylać się od oglądania innych niż innym z siebie wzgardliwe czynić widowisko; albowiem nie ma serdecznego przymierza między purpurą a łachmanem. Wolał też Alkibiades raczej w domu ukrywać się bez pochwał niż chełpić się urodą z narażeniem urody na utratę; albowiem nic nie jest z przyrodzenia tak wspaniałe, żeby spojrzenie zaślepionej zazdrości nie mogło tego urzec. Diogenesowi znowu roztropność kazała gardzić towarzystwem gminu; albowiem lepiej jest cieszyć się czcią w samotności niż doznawać lekceważenia w poufałym obcowaniu.

[2] Atoli surowa suchość tej książeczki, jałowa jej surowość bezpieczna jest od ciekawości Alkibiadesa. Przesądem bowiem jest lęk przed urokami, a nieurodziwy nie ma nic do stracenia z powodu oceniania swojej urody. Jednakże i Diogenesa zdanie, acz natchnione, nie trapi nas, którym mądrość nie użyczyła ani kropelki łaski. Kodrusa jedynie, Kodrusa trwoży nasz obraz, gdyż nasze ubóstwo, wystawione na publiczne zaczepki postronnych, nie ma nawet łachmana, którym mogłoby okryć swój wstyd. Nie mamy bowiem z dzieweczkami wśród muz swawolić w pląsach Diany, lecz stanąć pod trybuną czcigodnego senatu. Nie [mamy dmuchać] w sielskie piszczałki z bagiennej trzciny, lecz [proszeni jesteśmy], aby złote ojczyzny [opiewać] filary. Nie lalki gliniane, lecz prawdziwe ojców wizerunki każą nam wydobywać z głębi zapomnienia [i] rzeźbić w starożytnej kości słoniowej. Co więcej, jesteśmy wezwani, aby boskiego światła kagańce rozwiesić w zamku królewskim, a pośród tego znosić trudy wojennych zapasów.


   [3] Atoli co innego jest, gdy się przedsiębierze coś pod wpływem nieoględnej pochopności, z chęci popisania się, z żądzy zysku, a co innego, gdy [spełniamy] to, co narzuca konieczność, władczo nakazująca posłuch. Mnie bowiem ani taka namiętność pisania nie pobudza, ani taka żądza sławy nie podnieca, ani gwałtowna chęć zysku nie zapala, iżbym po zaznaniu tylu rozkoszy na morzu, po tylokrotnym rozbiciu się i mozolnym wybrnięciu na brzeg, miał ochotę ponownie rozbijać się na tych samych ławicach. Jedynie bowiem osła podniebieniu oset lepiej smakuje niż sałata i tylko ktoś zgoła naiwny daje się przynęcić niesmaczną słodyczą.


   [4] Jednakże niesłuszne jest uchylanie się od wykonania słusznego polecenia. Zrozumiał z pewnością najdzielniejszy z książąt, że wszelkie dowody dzielności, wszelkie oznaki zacności odbijają się w przykładach przodków jakby w jakichś zwierciadłach. Bezpieczniej bowiem wybrać się w drogę, gdy przodem idzie przewodnik, gdy światło posuwa się przed nami, i wdzięczniejszy jest obraz obyczajów, który obfitująca w przykłady starożytność przepowiada. Pragnąc tedy w swej szczodrobliwości dopuścić potomnych do udziału w cnotach pradziadów, na mnie pisarza, na kruche jak trzcina pióro, na barki karzełka brzemię włożył Atlasa. Nie innym zapewne kierował się względem jak tym, że blask złota, że połysk klejnotów nie traci wartości przez nieudolność artysty, podobnie jak i gwiazdy, wskazywane szkaradnymi palcami Etiopów, nie ciemnieją. I nie potrzeba wnikliwości mistrza, żeby żelazo z rdzy oczyścić, żeby złoto oddzielić od żużla. Ponieważ więc głupstwem byłoby walczyć z ciężarem, od którego niepodobna się uchylić, będę go dźwigał w miarę sił, byleby towarzyszyli mi tacy, którzy od początku tej drogi czułym sercem sprzyjać mi będą i których ani [moje] potknięcie się na pochyłości, ani upadek nie zdziwi na ślizgocie. Dzięki ich przyjaznej zachęcie niech ciężar przestanie być ciężarem i trud niech nie wyda się trudem. W drodze bowiem miłe towarzystwo jest jak wóz podróżny.


    To na koniec wypraszam sobie u wszystkich, aby nie każdemu pozwalano nas osądzać, lecz tylko tym, których zaleca wytworny umysł lub wybitna ogłada, zanim nas jak najsumienniej nie rozpoznają. Tylko bowiem rozgryziony imbir smakuje i nic nas nie zachwyci, na co spojrzymy [tylko] mimochodem. Atoli bezprawiem jest osądzać sprawę bez dokładnego jej poznania. Kto więc skąpi pochwał, niech będzie bardziej skąpy w ganieniu.

ROZPOCZYNA SIĘ KRONIKA. KSIĘGA PIERWSZA

   [1] Była, była ongi cnota w tej rzeczypospolitej, którą senatorowie niby jakoweś świeczniki niebieskie opromienili nie zapisaniem pergaminowych kart wprawdzie, ale najświetniejszych czynów blaskiem. Nie rządzili bowiem nimi ani potomkowie plebejscy, ani samozwańczy władcy, lecz książęta dziedziczni, których dostojność, chociaż wydaje się okryta pomroką niewiedzy, świeciła jednak dziwnym blaskiem, którego nawałnice tylu wieków nie mogły zagasić. Pamiętam, jak wzajem rozprawiali mężowie znakomici, których pamięć tym jest godniejsza zaufania, im większym uznaniem cieszy się ich powaga. Rozprawiali bowiem Jan i Mateusz, obaj w poważnym wieku, obaj poważnie myślący, o początku, postępie i spełnianiu się tej rzeczypospolitej. Wtedy rzecze Jan: Pytam, mój Mateuszu, w jakim to czasie, mamy przyjąć, wzięło początek niemowlęctwo naszych ustaw? My bowiem dzisiejsi jesteśmy i nie masz w nas sędziwej wiedzy wczorajszości.

[2] MATEUSZ:


Wiesz, że w starcach jest mądrość, a w długim wieku roztropność. Atoli ja wyznaję, że pod tym względem jestem niemowlakiem, tak że nawet zgoła nie wiem, czy chwilę obecną poprzedziło choćby mgnienie czasu. Czego jednak dowiedziałem się z opowiadania starszych, na wskroś prawdomównych, nie zamilczę. Otóż opowiadał pewien starzec, iż żyła tutaj niegdyś nieprzeliczona moc ludzi, którzy tak niezmierne królestwo cenili sobie nie więcej niż [gdyby to był tylko] jeden źreb. Tak dalece nie ponaglała ich żądza panowania ani namiętność posiadania, lecz siła dojrzałej odwagi była ich żywiołem, iż poza wielkodusznością nic nie uważali za wielkie i przyrostowi swojej dzielności nie stawiali nigdy żadnych granic. Nie byłaby to bowiem dzielność, gdyby chcieli ją zamknąć w ciasnym więzieniu granic! Tytułom swojego zwycięstwa dorzeźbili oni granice zgoła pozaościennych krajów. Podbili bowiem pod swe panowanie nie tylko wszystkie ludy z tej strony morza mieszkające, lecz także wyspy duńskie. Najpierw w bitwach morskich rozgromili potężne ich zastępy, potem wdarłszy się do samego wnętrza wysp, poddali sobie wszystkich jako klientów, wtrąciwszy również do więzienia króla ich Kanuta. Dano im do wyboru jedno z dwojga: albo mieli zgodzić się na stałe płacenie danin, albo nie różniąc się ubiorem od niewiast, zapuszczać po niewieściemu warkocz - oczywista oznaka niewieściej słabości. Gdy sprzeczali się [między sobą] o wybór, zmuszono ich do przyjęcia obu warunków.

JAN: 


Mniej jednak bolało ich uznanie poddaństwa niż piętno zniewagi. Rozsądniej bowiem jest dbać o dobre imię niż ochraniać bogactwa. Jeśli bogactwa niesławnie zdobyte w ogóle zasługują na miano bogactw! Wnuk zaś tego Kanuta, chcąc pomścić krzywdę dziada, przeciw swoim skierował zemstę, której nie mógł wywrzeć na wrogach. Ponieważ zaś Dakowie źle walczyli najpierw z Polakami, potem z Bastarnami, pokarani zostali za gnuśność. Udając się spać, musieli z rozkazu królewskiego kłaść głowy na miejscu nóg i posługiwać żonom tak długo, jak one przedtem posługiwały mężom, dopóki by nie zmyli hańby, którą okryli się na wojnie.


[3] MATEUSZ: 


Wieść również głosi, że wtedy Gallowie zagarnęli rządy na całym prawie świecie. Nasze zastępy w licznych walkach wybiły wiele ich tysięcy. Pozostałych, długi czas udręczonych, [nasi] skłonili do zawarcia przymierza, tak że jeśliby bądź losem, bądź męstwem zyskali coś u obcych, jednym i drugim równy miał przypaść udział. Gallom więc przypadła cała Grecja, naszym zaś przybyły [ziemie] ciągnące się z jednej strony aż do kraju Partów, z drugiej aż do Bułgarii, z trzeciej do granic Karyntii. Gdy po licznych walkach z Rzymianami, po przebyciu wielu niebezpieczeństw wojennych zajęli miasta, ustanawiają namiestników, obierają sobie księciem pewnego człowieka imieniem Grakchus. Wreszcie jednak zgnuśnieli od zbytków, z wolna zatraciwszy hart przez swawolę niewiast; znakomitsi ludzie tego plemienia [Gallów] zginęli otruci, wszyscy inni poddali karki pod jarzmo tubylców. I tak tych, których nie zwyciężył żaden oręż, zwycięża gnuśność niewielu


[4] JAN: 


Nic tu zmyślonego, nic udanego, lecz cokolwiek twierdzisz, prawdziwe jest i poważne, i znane już z historii starożytnej. Gallowie bowiem, jak mówi Trogus, gdy ojczyzna nie mogła ich pomieścić, wysłali trzysta tysięcy [ludzi] na poszukiwanie nowych siedzib - jakby na wiosenną ofiarę. Część ich osiadła w Italii i zająwszy Rzym spaliła go; inna [część], przedzierając się w krwawych bojach z barbarzyńcami, osiadła w Panonii. Tam, pokonawszy Panonów, prowadzili wiele wojen z sąsiadami. Jest więc prawdopodobne, a nawet więcej niż pewne, że toczyli walki z tym plemieniem. Albowiem nie uciszą się bez walki dwa z przeciwka płynące nurty i nie mogą długo znosić sąsiedztwa lew z tygrysem. Albowiem:

Płynąć nie mogą potoki tym samym korytem,
Jeśli z przeciwnych stron z siłą tą samą rwie prąd.

    [5] MATEUSZ: 
Odtąd niejednego zaczęła brać oskoma na cząstkę panowania. Dlatego to Grakch, powracając z Karyntii, jako że miał dar wypowiadania głębokich myśli, zwołuje na wiec całą gromadę, twarze wszystkich ku sobie zwraca, wszystkich życzliwość pozyskuje, u wszystkich posłuszeństwo sobie jedna. Mówi, iż śmieszne jest okaleczałe bydlę, bezgłowy człowiek; tym samym jest ciało bez duszy, tym samym lampa bez światła, tym samym świat bez słońca - co państwo bez króla. Albowiem dusza podsyca działanie odwagi, światło czyni jasnym ogląd rzeczy, słońce wreszcie uczy rozsyłać do wszystkich dobroczynne promienie. Tymi promieniami jak najgodniej niby klejnotami wysadzony jest diadem na królewskiej głowie: tak, iż na czole jaśnieje wielkoduszność, na potylicy oględność, po bokach z obu stron hojne blaski śle brylant dzielności. Obiecuje, że jeżeli go wybiorą, to nie królem będzie, lecz wspólnikiem królestwa. [Bowiem] "wierzy, iż zrodzon nie sobie jest, lecz światu całemu". Wszyscy przeto pozdrawiają go jako króla. [A on] stanowi prawa, ogłasza ustawy. Tak więc powstał zawiązek naszego prawa obywatelskiego i nastały jego urodziny. Albowiem przed nim wolność musiała ulegać niewoli, a słuszność postępować krok w krok za niesprawiedliwością. I sprawiedliwe było to, co największą korzyść przynosiło najmożniejszemu. Atoli surowa sprawiedliwość nie od razu zaczęła władać. Odtąd jednak przestała ulegać przemożnemu gwałtowi, a sprawiedliwością nazwano to, co sprzyja najbardziej temu, co może najmniej.
Polska zasię, przez Grakcha doprowadzona do świetnego rozkwitu, byłaby na pewno uznała jego potomka za najgodniejszego następcę tronu, gdyby drugiego z jego synów nie zhańbiła zbrodnia bratobójstwa. 


Był bowiem w załomach pewnej skały okrutnie srogi potwór, którego niektórzy zwać zwykli całożercą. Żarłoczności jego każdego tygodnia według wyliczenia dni należała się określona liczba bydła. Jeśliby go mieszkańcy nie dostarczyli, niby jakichś ofiar, to byliby przez potwora pokarani utratą tyluż głów ludzkich. Grakch, nie mogąc znieść tej klęski, jako że był względem ojczyzny tkliwszym synem niż ojcem względem synów, skrycie synów wezwawszy, przedstawił [im swój] zamiar, radę przedłożył. "Nieprzyjazna jest - rzecze - dzielności bojaźliwość, siwiźnie nierozum, młodości gnuśność. Żadna to bowiem dzielność, skoro bojaźliwa, żadna siwej głowy mądrość, skoro nierozumna, żadna młodość, skoro gnuśna. Co więcej, skoro nie ma żadnej sposobności do ćwiczenia odwagi, to trzeba ją sobie wymyślić. Któż zatem kiedykolwiek uchyliłby się od sławy, która narzuca się sama, chyba że byłby to ktoś wręcz niesławny! A przecież dobro obywateli, obronione i zachowane, do wiecznych wchodzi triumfów. Nie należy bowiem dbać o własne ocalenie, ilekroć zachodzi wspólne niebezpieczeństwo. Wam przeto, wam, naszym ulubieńcom, których tak jednego, jak i drugiego wychowaliśmy według naszych umiejętności, wam wypada uzbroić się, aby zabić potwora, wam przystoi wystąpić do walki z nim, ale nie wystawiać się [zbytnio], jako że jesteście połową naszego życia, którym należy się następstwo w tym królestwie".


Na to oni: "Zaiste, można by nas uważać za zatrutych pasierbową nienawiścią, gdybyś nam pożałował tak chlubnego zadania! Do ciebie należy władza rozkazywania, do nas - konieczność posłuchu".
Gdy więc doświadczyli po wielekroć otwartej męskiej walki i daremnej najczęściej próby sił, zmuszeni zostali wreszcie uciec się do podstępu. Bowiem zamiast bydląt podłożyli w zwykłym miejscu skóry bydlęce, wypchane zapaloną siarką. I skoro połknął je z wielką łapczywością całożerca, zadusił się od buchających wewnątrz płomieni.


I zaraz potem młodszy napadł i zgładził brata, wspólnika zwycięstwa i królestwa, nie jako towarzysza, lecz jako rywala. Za zwłokami jego z krokodylowymi postępuje łzami. Łże, jakoby zabił go potwór, ojciec jednak radośnie przyjmuje go jako zwycięzcę. Często bowiem żałoba przezwyciężona zostaje radością ze zwycięstwa.


Tak oto młodszy Grakch przejmuje władzę po ojcu, dziedzic zbrodniczy! Atoli dłużej skalany był bratobójstwem niż odznaczony władzą. Gdy bowiem wkrótce potem oszustwo wyszło na jaw, gwoli kary za zbrodnię skazany został na wieczne wygnanie:

...wszak prawem jest najsprawiedliwszym,
gdy sprawców zbrodni ich własna zbrodnia zabija.

    [6] JAN: 
Ja natomiast nie spodziewałem się tak zwyrodniałej latorośli z tak szlachetnego winnego szczepu. Często wszak winne grono kurczy się w rodzynek, często oliwa zmienia się w męty, często złoto wyradza się w żużel. Cóż więc dziwnego, jeśli smutna żądza smutno się kończy. Im więcej się jej szczęści, tym jest nędzniejsza; im świetniejszym się cieszy powodzeniem, tym jest bliższa nader okropnych zasadzek; im butniej usiłuje innym rozkazywać, tym bardziej poniżające oddaje się innym w niewolę. Żądza władzy zwykła obchodzić wszystkie kąty u wszystkich, do wszystkich się umizgiwać, wszystkim do nóg padać, dopóki nie osiągnie, do czego wszelkim sposobem dążyła. Są bowiem cztery córy namiętności: zachłanność bogactwa, żądza zaszczytów, ubieganie się o czczą sławę, łaskotliwa lubieżność. Wśród takiego zbrodniczego plemienia pyszni się żądza władzy. I dlatego gardząc chatami ubogich, własną mocą depcze karki pysznych i wyniosłych. Jak wielkie zawiera ona w sobie rozkosze, w największym zaufaniu pokazał Dionizjusz swojemu zaufanemu przyjacielowi na rozżarzonych węglach i pod zawieszonym mieczem. Czyżby jednak nieśmiertelne dobrodziejstwa Grakcha miały aż tak wygasnąć, iż po tak znakomitym ojcu żaden nie pozostał ślad?


[7] MATEUSZ: 
A owszem, na skale całożercy wnet założono sławne miasto, od imienia Grakcha nazwane Gracchovia, aby wiecznie żyła pamięć Grakcha. I poty nie zaprzestano obrzędów pogrzebowych, póki nie zostały zamknięte ukończeniem [budowy] miasta. Niektórzy nazwali je Krakowem od krakania kruków, które zleciały się tam do ścierwa potwora.


Tak wielka zaś miłość do zmarłego władcy ogarnęła senat, możnych i cały lud, że jedynej jego dzieweczce, której imię było Wanda powierzyli rządy po ojcu. Ona tak dalece przewyższała wszystkich zarówno piękną postacią, jak powabem wdzięków, że sądziłbyś, iż natura obdarzając ją, nie hojna, lecz rozrzutna była. Albowiem i najrozważniejsi z roztropnych zdumiewali się nad jej radami, i najokrutniejsi spośród wrogów łagodnieli na jej widok. Stąd, gdy pewien tyran lemański srożył się w zamiarze zniszczenia tego ludu, usiłując zagarnąć tron niby wolny, uległ raczej jakiemuś [jej] niesłychanemu urokowi niż przemocy oręża. Skoro tylko bowiem wojsko jego ujrzało naprzeciw królowę, nagle rażone zostało jakby jakimś promieniem słońca: wszyscy jakoby na jakiś rozkaz bóstwa wyzbywszy się wrogich uczuć odstąpili od walki; twierdzą, że uchylają się od świętokradztwa, nie od walki; nie boją się [mówili] człowieka, lecz czczą w człowieku nadludzki majestat. Król ich, tknięty udręką miłości czy oburzenia, czy obojgiem, rzecze:

"Wanda morzu,
Wanda ziemi,
obłokom niech Wanda rozkazuje,
bogom nieśmiertelnym za swoich
niech da się w ofierze,

a ja za was, o moi dostojnicy, uroczystą bogom podziemnym składam ofiarę, abyście tak wy, jak i wasi następcy w nieprzerwanym trwaniu starzeli się pod niewieścimi rządami!"

Rzekł i na miecz dobyty rzuciwszy się ducha wyzionął,
Życie zaś gniewne między cienie uchodzi ze skargą.

Od niej, mówią, pochodzić ma nazwa rzeki Wandal, ponieważ ona stanowiła środek jej królestwa; stąd wszyscy, którzy podlegali jej władzy, nazwani zostali Wandalami. Ponieważ nie chciała nikogo poślubić, a nawet dziewictwo wyżej stawiała od małżeństwa, bez następcy zeszła ze świata. I jeszcze długo po niej chwiało się państwo bez króla.


[8] JAN: 
Semiramis, królowa Asyryjczyków, nie ważąc się powierzyć niedojrzałemu synowi rządów królewskich, udaje, że sama jest [owym] synem i zataiwszy płeć, przyłącza Etiopię do królestwa małżonka, wypowiada wojnę Indiom, do których oprócz niej i Aleksandra Wielkiego nikt nigdy nie wkroczył. Również wiele innych [niewiast] przewyższało swoimi przymiotami nie tylko niewiasty, ale także mężów. I dlatego tak bardzo podziwiam w niewieście męską przedsiębiorczość, jak i u mężów stałość wypróbowanej wierności. Chociaż bowiem wydaje się to niezgodne z dobrymi obyczajami, żeby niewiasta rozkazywała władcom, wszelako wydawało się, że to bardziej przystoi uczuciom rodzinnym i potomka wesprzeć ojcowymi zasługami, i [nie dopuścić], iżby dobrodziejstwa zmarłych umarły u potomnych.


Przykład takiej cnoty dali nawet tyrani sycylijscy. Anaksylaus bowiem, władca Sycylii, umierając powierzył opiekę nad [swoją] dziatwą niewolnikowi Mykalowi, którego wierność dobrze wypróbował. A wszyscy tak wielką żywili miłość do króla, że woleli słuchać niewolnika niż opuścić synów władcy, a panowie zapomniawszy o swojej godności zgodzili się, żeby zaszczytną władzę iastował niewolnik. A cóż dzieje się w tych naszych burzliwych czasach? Wiara nie rodzi wiary, a jeśli już pocznie, to wpierw oroni, nim urodzi, wpierw płód wyzionie ducha, nim oddychać zacznie. I tak przy piersi bogobojnej wiary zawisa plemię żmijowe. Zdradliwe ssą ją młode żmijki, od których nie tylko przyjaciele, lecz i panowie doznają czci raczej podstępnej niż wiernej. Kupczeniem jest bowiem przyjaźń wymierzana korzyścią.


[9] MATEUSZ: 
Również w naszym państwie rządy przypadły w udziale niekiedy osobom niskiego i niepewnego pochodzenia, lecz żadna zgoła zazdrość bądź ludu, bądź dostojników [z tego] nie szydziła, ba, nawet po dziś dzień chętnie chlubią się ich chwalebnymi dokonaniami. Gdy bowiem ów sławny Aleksander, o którym niedawno wspomniałeś, usiłował ściągnąć z nich trybut, rzekli posłom: "Posłami tylko jesteście, czy także królewskiego skarbu kwestorami?" Ci odpowiedzieli: "I posłami jesteśmy, i kwestorami". Na to tamci: "Wpierw więc - mówią - trzeba okazać posłom szczerze uszanowanie, abyśmy wspaniale przyjętych wspaniałymi uczcili darami; następnie poborcom musimy wypłacić wyznaczony trybut - należy się bowiem cesarzowi, co jest cesarskiego - aby nie spotkał nas zarzut obrazy majestatu". Najpierw przeto przedniejszym spomiędzy posłów żywcem porachowano kości, po czym zdarte z ich ciał skóry wypchano częściowo najlichszą trawą morską i ten kruszec, ludzką skórą, lecz nieludzko odziany, odesłano z takim listem: "Królowi królów Aleksandrowi królewska władczyni Polska. Źle innym rozkazuje, kto sam sobie nie nauczył się rozkazywać; nie jest przecież godzien zwycięskiej chwały ten, nad którym triumfują wybujałe żądze. Zwłaszcza twoje pragnienie żadnego nie zna zaspokojenia, żadnego umiarkowania; co więcej, ponieważ nigdzie nie widać miary twojej chciwości, wszędzie żebrze niedostatek twego ubóstwa. Chociaż jednak świat nie może nasycić otchłani twej nienasyconej żarłoczności, zaspokoiliśmy jakoś głód przynajmniej twoich [ludzi]. I niech ci będzie wiadome, że u nas nie ma trzosów, dlatego te oto podarki włożyliśmy w kalety twoich najwierniejszych [sług]. Wiedz zaś, że Polaków ocenia się podług dzielności ducha, hartu ciała, a nie podług bogactw. Nie mają więc skąd zaspokoić gwałtownej żarłoczności tak wielkiego króla, by nie powiedzieć tak wielkiego potwora. Nie wątp jednak, że prawdziwie obfitują oni w skarby młodzieży, dzięki której można by nie tylko zaspokoić, lecz całkiem zniszczyć twoją chciwość razem z tobą".


"Nuże - rzecze Aleksander - nuże, przywleczcież do nas tych, którzy obmyślili tak straszną zbrodnię! Należy ich zaraz wydać na najwyszukańsze męki i zgoła doszczętnie wytępić, aby bezkarność zuchwalstwa nie ośmieliła innych"! Ilu tylko wyruszyło tedy [ludzi], aby pomścić zniewagi wyrządzone królowi, wszyscy albo padli w bitwie, albo zostali pozabijani, a niektórzy z królów dostali się do niewoli. Aleksander usłyszawszy o tym rzekł: "Dzielność wyzwana [do boju] wielce się wzmaga: teraz wreszcie godzi się, aby ich dotknęła rózga mego oburzenia".


Gdy więc niezliczone wojska nieprzyjaciół zewsząd wdarły się do Polski, on sam, zmusiwszy wpierw Panończyków do uległości, wkracza jak przez tylne drzwi przez Morawy, rozwija skrzydła wojsk i podbiwszy zwycięsko ziemię krakowską i śląską, z ziemią zrównuje wiekotrwałe mury, obraca [je] w perzynę, zaorane miasta każe solą posypać. Gdy następnie dalsze napadł ziemie, niczyim nie pokonany orężem, padł ofiarą podstępu zwykłego człowieka. Skoro bowiem wszyscy zwątpili o ocaleniu, ktoś biegły w sztuce złotniczej każe sporządzić kształty hełmów i puklerzy z byle jakiego drewna czy kory; niektóre z nich powleka srebrną glejtą, inne żółcią. Tarcze bowiem pociągnięte glejtą wydają się srebrne, żółcią zaś złote. Wynosi je na wysoki szczyt górski naprzeciw słońca, aby tym silniej odbłyskiwały. Argyraspidzi, niezwyciężone zastępy Aleksandra, ujrzawszy je, podejrzewają, że [to] stoją szyki w największym porządku. Przeto na łeb, na szyję wypadają z obozu, rozbiegają się na wszystkie strony, tu i tam wyszukują wrogów myśląc, że rozpierzchli się w ucieczce. Ów bowiem mistrz już przedtem podpalił owe podobizny broni, aby nie można było zauważyć żadnego śladu podstępu, i kazał dużemu oddziałowi krzepkich ludzi ukryć się w zasadzce. Ci pierwszą część rozproszonych, którzy niebacznie wpadli w zasadzkę, porywają i w pień wycinają; zwycięzcy przywdziewają zbroje zabitych i udają, że są towarzyszami argyraspidów, toteż ilu tylko spośród takich wojowników przyłączyło się do nich, wszyscy padli ostrzem miecza przebici, tak iż ani jeden z nich się nie ostał.


Ośmieleni tym powodzeniem, udając tak samo wojowników ze srebrnymi tarczami, wkraczają do obozu Aleksandra, niosąc przed sobą znaki zwycięstwa. Wierzą ludzie Aleksandra, że swoi odnieśli tryumf nad wrogami; z dala pozdrawiają nadchodzących, radują się, przyklaskują tryumfowi jakby towarzyszów. Wówczas Polacy napadają na bezbronnych i nic nie przeczuwających. Rozpoczyna się walka. Lechici obwołują hasło argyraspidów. Donoszą królowi, że to nie napad nieprzyjaciół, lecz buntowniczy zgiełk wśród swoich. Król widząc, że on nie ustaje, lecz wzmaga się, wspiera zastępy wrogów wierząc, że niesie pomoc swoim wojownikom ze srebrnymi tarczami. Gdy w ten sposób powstało rozdwojenie, więcej [Macedończyków] padło skutkiem ran wzajemnie sobie zadanych niż od ran nieprzyjacielskich. Wreszcie Aleksander, poznawszy podstęp, z garstką wojska ledwo uszedł niesławie. Tak ustąpił ciemięzca i o trybucie ucichło.


[10] JAN: 
Rzecz dziwna, lecz zupełnie wiarygodna. Istnieje bowiem księga listów Aleksandra zawierająca prawie dwieście listów. W jednym z nich pisze w ten sposób do Arystotelesa: "Żeby ciebie, ciągle zaniepokojonego o nasze położenie, wątpliwość i wahanie się nie utrzymywały w niepewności, wiedz, że doskonale powodzi się nam u Lechitów. Jest zaś sławne miasto Lechitów bardzo blisko północnych stron Panonii, które nazywają Caraucas, raczej ludne niż bogate, dobrze zabezpieczone raczej dzięki sztuce niż położeniu; nad tym miastem i nad sąsiednimi triumfowaliśmy zgodnie z życzeniem". W tym zaś liście, który mu odpisał Arystoteles, czytamy te słowa:
"Wieść głosi, że wraz ze swoimi odniosłeś tryumf nad miastem Lechitów Caraucas, lecz oby chwała tego tryumfu nigdy nie była pomnożyła twoich tytułów do sławy! Odkąd bowiem wlano haniebną daninę w posłów twoich wnętrzności, odkąd doświadczyłeś lechickich argyraspidów, blask twego słońca u wielu zagasł, a nawet zdawało się, że korona twego państwa się zachwiała".
Gdyby nie dobrodziejstwo twego opowiadania, wyznaję doprawdy, że do dziś nie wiedziałbym, o kim to powiedziano. Lecz jakże zdumiewająca wprost zuchwałość [owych] mężów! Bo chociaż podrażniony, nie do tego jednak stopnia obrażony został Aleksander przez zniewagę wyrządzoną mu przez Koryntian. Gdy tymczasem inne miasta pozwoliły mu wejść, pierwszy Korynt zamknął przed nim bramy. Do jego mieszkańców napisał Aleksander: "Jeśli jesteście mądrzy, ostaniecie się, w przeciwnym razie - nie". Oni zaś nie bacząc na nietykalność ukrzyżowali jego posłów. Lecz niemniej podziwu godny jest wielce dowcipny pomysł owego męża, przez który tak baczny na podstępy mistrz dał się zwieść. W dosyć podobny bowiem sposób tenże Aleksander zwiódł wojska Dariusza: widząc, że są one o wiele większe niż jego, kazał przywiązać wołom do ogonów i rogów gałęzie, aby zdawało się, że nawet lasy idą za nim.


[11] MATEUSZ: 
Dlatego ów wynalazca tak zbawiennego podstępu został ustanowiony naczelnikiem w ojczyźnie, którą uratował, a wkrótce potem, wsparty zasługami cnót, odznaczony został wysoką godnością królewską. Dano mu imię Lestek, to jest przebiegły, ponieważ więcej nieprzyjaciół zniszczył przebiegłością niż siłą.


[12] JAN: 


Nikt nie dziwi się źródłom tryskającym w głębi [ziemi], nikt cedrów nie podziwia w dolinach, a i mnie cnota w człowieku niskiego stanu nie wydaje się niczym dziwnym. Wszystkich cnót żywicielką jest pokora, lecz gdy chodzi o ludzi niskiego stanu, częściej zwykło się je zagradzać niż nagradzać. Bo czymże jest cnota w niskim stanie? Słońcem u antypodów! Jaśnieć jednak nie przestaje ona tym, których szlachetność ducha nie znosi zaślepienia.
Stąd także Sostenes, choć był niskiego pochodzenia, obrany został wodzem Macedończyków. On bowiem poskromił Gallów radujących się zwycięstwem, on obronił Macedonię od spustoszenia przez nich. Za te dobrodziejstwa, mimo że wielu znakomitych ubiegało się o tron macedoński, jego stawiają na czele, choć był niskiego rodu. Gdy wojsko nazywa go królem, on wzywa żołnierzy, aby złożyli mu przysięgę nie jako królowi, lecz jako wodzowi. W ten sposób uniknął zazdrości, którą budzi [posiadanie] władzy, [a] nie poniżył najwyższej godności.


[13] MATEUSZ: 
Potem był jeszcze drugi książę tego samego imienia, lecz z innego powodu nazwany Lestkiem. Gdy bowiem Polska, pozbawiona króla, walczyła o następcę tronu, omal nie została pogrążona w burzliwych zamieszkach, ponieważ wszyscy przedniejsi zabiegali o władzę tyrańską. Gdy długo i z wielkim niebezpieczeństwem toczyli te spory, wreszcie wybór księcia poddają orzeczeniu zwykłych ludzi, oczywiście takich, których uczciwość nie budziła podejrzeń i od których dalekie było wszelkie współzawodnictwo. Jedni i drudzy zobowiązują się przysięgą: wyborcy, że nie będą ustępować ze względów osobistych, nie zejdą z [prawej] drogi uwiedzeni chęcią korzyści i nie dadzą się pogróżkami możniejszych odstraszyć od [przeprowadzenia] tego, co uznają za pożyteczne dla dobra ogółu; pozostali zaś, że nikomu nie będzie wolno odstępować od orzeczenia wyborców. A ponieważ przy sprzecznych życzeniach niełatwo dochodzi się do zgody, zastanawiano się wprawdzie długo, lecz odpowiedziano króciutko: "Rozległa winnica - mówią - niszczeje pod brudnymi kopytami rozhukanych koni: winnicą jest to królestwo, konie rozkiełznane to wasza pycha, na której tyle jest plam, ile sprzecznych uroszczeń. Wybierzmy więc pole gonitwy, postawmy [u celu] słup, a czyj srokaty koń pierwszy ze wszystkich dobiegnie do celu, tego trzeba uznać królem!" Każdy na to przystaje, wszyscy razem przyklaskują, niewzruszony [jest] wyrok ogółu, ale wykonanie wyroku odkładają na jutro.


Zdaje mi się, jakbym widział zapał tych, przebiegłość tamtych, próbne ćwiczenia jeźdźców, sprzeczne pragnienia. Lecz gdy wielu ufało wypróbowanej zwinności, jeden polega na tajemnej chytrości umysłu, ufny w pomoc sztuki Wulkana. Całą bowiem równinę pola gonitwy obsadza żelaznymi kolcami, w odstępach pomiędzy nimi starannie zaznaczywszy miernej szerokości ścieżkę, aby gdy innych ostrza kolców wstrzymywać będą w biegu, on, na tej ścieżce szybszy, zgarnął za bieg nagrodę.

Przebiegłością wszak podstęp przebiegły przenikać się zwykło.

    Dwóch bowiem młodych, najniższego stanu chudopachołków poszło w zawody o szybkość nóg. Dawszy [sobie] rękojmię przez złożenie pewnej kwoty, zobowiązali się, że pokonany nigdy nie ośmieli się nazywać szybszego inaczej niż królem. A gdy igrając dworowali z siebie nawzajem, "godna to rzecz - mówią - abyśmy wieniec naszego zwycięstwa wywalczyli na polu, gdzie toczy się bój o królestwo ". Tu zaraz w pierwszym zapędzie zatrzymują się i przysiadają, kolcami przebiwszy sobie stopy aż do kości. Gdy długo ze zdziwieniem patrzyli na gwoździe, domyślili się podstępu, spostrzegają chytrze wyznaczoną ścieżkę, na której zastawiają taką samą pułapkę, i udają, że o niczym nic zgoła nie wiedzą.


A skoro, jak zwykle bywa, sposobność często budzi pożądanie czegoś, o czym się nie marzyło, w obu odzywa się próżność, każdy z nich na osobności własny rozważa pomysł. Nadchodzi zapowiedziany dzień: zasiada dostojność czcigodnego senatu, obok stoi ozdoba znakomitych mężów, uśmiecha się kwiat młodzieży. Wśród innych, a raczej przed innymi, ów mistrz podstępu ufa pomocy ścieżki. Atoli i drugiego z jeźdźców nie mniejsza ożywia nadzieja, [tego], który wszystkie kopyta konia zabezpieczył żelaznym podkuciem. Natomiast pozostały, [stojąc] na osobności z dala, a do tego odwrócony od tłumu, namyśla się, cicho wzdychając. Na pierwszy przeto, powtórny i trzeci znak wszyscy wyskakują prosto przed siebie, [a] ten wyrywa kłusem w poprzek, budząc śmiech gawiedzi. I gdy wszyscy natykają się na nieszczęsne kolce, on przemierzywszy długą okrężną drogę, pospiesza w końcu do wyznaczonego słupa, którego przed nim dosięgnął jego towarzysz złowróżbnie [już] powitany jako król. Zgromadzenie bowiem, urażone na widok podkutego konia, orzekło, że jest on sprawcą podstępu. A ponieważ podstęp nikomu nie wychodzi na dobre, wydanego na śmiertelne męki rozszarpują na kawałki. Tamten zaś, pośmiewisko gawiedzi, wyrokiem zwierzchności osiąga władzę królewską. 


[14] JAN:
 

Podstęp tajony służy, wykryty zaś wstyd przynosi.
Jeden obnosi zaszczytu ciężar - inny częściej sam zaszczyt 

    O królu przelotnego szczęścia! który, gdy cię wybierają, w okamgnieniu się uwieczniasz i wiecznie pozostajesz okamgnieniem. O, władco wielce czujny, którego oko snu nie zaznało podczas sprawowania władzy! I zaiste wolałbym ze śmiesznego stać się dostojnym niż z dostojnego śmiesznym. Nie bez wybuchów śmiechu wprawdzie, lecz dzięki rżeniu konia Dariusz otrzymuje władzę królewską. 


    Przydał się również dowcipny pomysł Stratona, acz wielu go wyśmiało. Mianowicie niewolnicy Tyryjczyków zdradziecko sprzysięgają się, zabijają wszystkich panów z dziećmi, zajmują ogniska domowe panów, zamyślają króla wybrać spośród siebie, tego mianowicie, który pierwszy ujrzy wschód słońca. Jeden z niewolników oszczędził swego pana, będącego już starcem, i jego maleńkiego syna. Gdy wszyscy wyszli na jedno pole, pouczony przez niego niewolnik sam tylko wpatrywał się w zachód, chociaż wszyscy inni patrzyli na wschód. Jednym wydało się rzeczą śmieszną, niektórym czymś szalonym szukanie wschodu słońca na zachodzie. Atoli skoro tylko zaczęło dnieć, on pierwszy wskazał blask słońca na najwyższym wzniesieniu miasta. Wtedy zrozumiano, jak bardzo umysły ludzi wolnych górują nad umysłami niewolników. Przeto pana jego Stratona czynią królem, a po nim królestwo przechodzi na syna, wreszcie na jego wnuków. Tak to dalece mądrość ukochała sobie kryjówkę niejako pod płaszczykiem prostaczka, gdy tymczasem przechwałka jest zawsze nieprzyjaciółką cnoty.
[15] MATEUSZ: 


Ten zaś tak wielki miał zapał do ćwiczenia odwagi, że bardzo wielu z najsilniejszych nieprzyjaciół wyzwał na pojedynek i wydzierał im nie tylko życie, lecz także królestwa i majątki. A gdy zabrakło mu wrogów zewnętrznych, obiecując nagrody, zapraszał swoich, aby walczyli bądź z nim, bądź wzajem ze sobą. A tak dalece był rozrzutny względem wszystkich, że wolał z powodu hojności popaść w niedostatek niż mieć obfitość wszystkiego przez skąpstwo; wolał raczej sam cierpliwie znosić braki niż potrzebującemu odmawiać pomocy lub nie wynagradzać dobrze zasłużonych. A i nie brakło mu trzeźwości, która jest siostrą uczciwości, przyjaciółką roztropności: przy jego bowiem stole, przy jego ucztach na to baczono, aby ani więcej, niż natura wymaga, ani mniej, niż uczciwość nakazuje, nie wolno było bądź żądać, bądź wydawać. Gorliwiej dbał o to, żeby podobać się więcej z przymiotów umysłu niż ciała. W tym względzie wśród innych cnót zajaśniał następujący przykład niezwykłej pokory: ilekroć godność królewska wymagała, aby przyozdobić go regaliami, pomny na pierwotne pochodzenie, wpierw w nędznym odzieniu wstępował na tron, strój królewski wcisnąwszy pod podnóżek; następnie ozdobiony królewskimi znakami siadał na podnóżku, z największym uszanowaniem umieściwszy te najuboższe łachmany na najwyższym wzniesieniu tronu.
[16] JAN: 


I o tym zaiste pouczył, że króla bardziej pokora zdobi, niż znacznym czyni purpura. A nawet nie można uważać za człowieka, a cóż dopiero za księcia tego, kogo od innych nie wyróżnia pokora. Stąd u Greków długi czas było zwyczajem, że w godzinie, gdy obierano cesarza, umieszczano go w wykutym grobowcu, zanim nie zasiadł na tronie cesarskim. Jednemu także z królów pacholę małe, stojąc przy nim podczas uczty, ustawicznie te słowa przypominało: "Sire, tu moras", co się tłumaczy:
"Panie! ty umrzesz!" -jak gdyby jednemu i drugiemu chciano powiedzieć: władcą ciebie obrano, nie bądź wyniosłym, lecz jakby jednym spośród nich.
 

Pamiętaj, żeś prochem i w proch się obrócisz.
Stoisz naprawdę, gdy stojąc upadku się strzeżesz przyczyny,
Tak to czynem na cnotę zasłużysz, cnotami na czyny.
 

    [17] MATEUSZ: 


Podobnie syn jego nie w takiej mierze [powiększył] państwo ojca, w jakiej wiele dodał do ojcowskich wyczynów: on Juliusza Cezara pokonał w trzech bitwach, on w kraju Partów Krassusa zniósł z wszystkimi wojskami, a do ust jego wlewając złoto, rzekł: "Złota pragnąłeś, złoto pij". Rozkazywał i Getom, i Partom, a także krainom położonym poza Partami. Wreszcie Juliusz, rad się z nim sprzymierzyć węzłem powinowactwa, wydaje za niego siostrę Julię. Jej to jako posag przekazana została od brata Bawaria, a jako dar ślubny od męża prowincja serbska. Założyła ona dwa miasta, z których jedno od imienia brata kazała nazwać Julius [teraz Lubusz], drugie Julia od własnego imienia [obecnie nazywa się ono Lublin]. Ponieważ zaś Juliusz faktem tym rozdmuchał przeciwko sobie nienawiść senatu rzymskiego, zwabiony bowiem uściskami nieprzyjaciół, jak wróg, nie jak obywatel, zacieśniał obszar państwa rzymskiego i tych nauczył rozkazywania, których raczej powinien był nauczyć służenia - usiłuje gwałtem odebrać siostrze to, co przedtem dał jej jako posag. Z tego powodu siostra jego została odprawiona, pozostawiwszy u męża maleńkiego syna, któremu na imię było Pompiliusz. Nałożnica zaś jego, która współzawodniczyła z królową, gdy ta była jeszcze obecna, zajęła miejsce królowej. Ta z nienawiści do rywalki, pod wpływem miłości, którą opętała króla, zmieniła nazwy wymienionych miast. Z niej i z innych nieprawych związków małżeńskich Lestek miał otrzymać dwudziestu synów, którym wyznaczył tyleż naczelnych stanowisk, rozdzielając jednym księstwa, innym hrabstwa czy margrabstwa, niektórym królestwa. Pompiliusza zaś prawem pierworodztwa ustanowił królem wszystkich i zgodnie z jego wolą rządziła się nie tylko monarchia słowiańska, lecz także sąsiednie państwa. Gromada braci jakby prześcigała się w okazywaniu miłości; i odnosili się do niego z tak wielkim uszanowaniem, z tak wielką życzliwością, że nawet obrali [królem] jego młodziutkiego syna, też, jak ojciec, Pompiliusza, nie dając żadnego zgoła posłuchu głosom uwłaczania lub zazdrości.
[18] JAN: 
 

Rzadki to ptak - jak Feniks na ziemi - zgoda wśród braci, 
rzadziej - by królów dwór zgodnie na jedną wsiadł łódź.
 

    Albowiem, jakby z oparów bagna zazdrości wstając, groźna burza ogarnęła wspólników królestwa. O, jakże błogosławiona, nad braterską bratnia jest społeczność, u której bardziej liczą się więzy życzliwości, niż żądza władzy przekonuje! Chwałą takiego szczęścia zajaśniało ponad wszystkich potomstwo Erotyma. Ten bowiem Erotym, będąc królem Arabów, miał z nałożnic siedmiuset synów - rzecz prawie nie do wiary! Dzięki ich odwadze, gdy zmógł siły sąsiadów, głośne zdobył imię i z nadzwyczajnym zgoła szczęściem poskromił niezwyciężonych [przedtem] królów. Oby nasi Pompilidzi zestarzeli się w takim powodzeniu!


[19] MATEUSZ

Mówićże mam czy milczeć? Bo wstydzę się wstyd swój odsłaniać. Braki, gdy ma je twarz, barwiczką należy je kryć. Jakiegoż to, myślisz, godne jest wspomnienia podłe rodu zhańbienie, bezwstydu ohyda? Ten bowiem, ten, który łaskawie wynagradzał zasługi, ten wyjątkowy król, powiadam, Pompiliusz młodszy, upojony powabami pewnej trucicielki, za życzliwość odpłaca się nienawiścią, za przyjaźń - podstępem, krwi rozlewem za przywiązanie, wiarołomstwem za wierność, tyranią za posłuszeństwo.


Najbezwstydniejsza z niewiast często podszeptywała mu tego rodzaju kwieciste słówka: "Nie należy zbytnio ufać spokojowi, ponieważ gorąca jasność słońca jakże często ostyga raptownym deszczem". I nie wypada tobie zanadto się cieszyć, jakobyś już dobił do bezpiecznego portu, gdyż nie spotkałeś się jeszcze ze spiętrzonymi bałwanami. Nie widzisz, że sterczące zewsząd skały grożą ci rozbiciem? Szczęśliwym królem czyni cię co prawda wspaniałość królestwa, ale bezpieczeństwo zapewni ci niezdobyty mur twoich krewnych. Powiem słowa twarde, lecz szczere: nie mienię [ciebie] ani szczęśliwym, ani bezpiecznym. Nie ma szczęścia tam, gdzie własne omdlewają siły; nie ma bezpieczeństwa, gdy własny kraj zagrożony jest rozszarpaniem. A zatem, ilu masz stryjów, tyle drobnych państw, tyle zasadzek na twój spokój. Wygłaszają bowiem kwieciste mowy, pragną zaś czegoś przeciwnego; bo pod różą kryją się kłujące kolce, pod bujną trawą wąż. Twierdzą, że są opiekunami, nie stryjami i nie tylko opiekunami, lecz także ojcami. Czujeszże to i czy przenika to do twojej świadomości? Czy sądzisz, że oni zadowalają się gołymi nazwami? Zawsze stryjostwo domaga się rządzenia synowcami, sierotami opiekuństwo, dziećmi ojcostwo. Tej władzy swojej nie zaznaczają [tylko] płytkim słowem, lecz ją okazują rzeczywistym uprzywilejowaniem. I nie obrali cię królem, abyś nimi rządził, lecz aby tymczasem, póki władza jest jakby w zawieszeniu, komukolwiek z nich okazja do władania mogła się nadarzyć. Często bowiem zasadza się w stosownej porze jakiekolwiek płonki, aby urodzajniejszą zaszczepić latorośl. I nie uważają, że zasługujesz na tytuł króla, lecz nazywają cię albo igraszką losu, albo jakąś ich kukłą. Dodaj, jak często wytykają ci bohaterskie czyny pradziadów, aby narazić cię na spotkanie z wrogami i czym prędzej zgubić, nie aby cię ćwiczyć w czynach bohaterskich. Wreszcie i to, że chłopcem jesteś i nie powinieneś nic innego czynić, jak bawić się. Oni zajmują cię jakimiś głupstwami jakby poważnymi radami, nie aby przez doradzanie roztropniejszym cię uczynić, lecz aby czyhać na sposobność strojenia sobie żartów z ciebie lub aby przynajmniej odwlec spełnienie twoich młodzieńczych życzeń. Śmieszni zaiste starcy! Choć sami radzi by odmłodnieć, jednak zgrzybiałych szukają młodzieńców. Wybieraj więc, czy wolisz być niewolnikiem, czy wolnym, czy chcesz być swoim, czy cudzym, raz szczęśliwym czy zawsze pożałowania godnym. Stanowczo wypada upuścić krwi z żyły, aby zapewnić zdrowie. Niemożliwy jest bowiem swobodny rozrost winnego szczepu, gdy nie przycina się nawet i prawidłowych latorośli i gdy fałszywych pędów całkowicie się nie obcina".


Ów, tymi i podobnymi namowami przekonany, z rozkazu tejże mistrzyni do łoża ze zmyślonej niemocy się kładzie [i] każe wezwać przyjaciół, niby dla pociechy czy z potrzeby zasięgnięcia rady. W wielkiej tajemnicy wyjawia im i przyczynę, i dzień swojego zgonu, niby przez bogów objawiony, każdemu z osobna osobliwą tajemnicę szepcąc: "Wam wypada postanowić w sprawie następcy tronu. Mnie moje wzywają losy, ale będzie to dla mnie dostatecznym ukojeniem, jeśli - jak z waszej rządziłem łaski, tak i z waszej dobroci okażę się nieśmiertelnym. Albowiem nie wyda mi się wcale, abym umierał, skoro [tylko] waszą dla mnie życzliwość dostrzegę, gdy z wami uroczyście mój pogrzeb odprawię. Czegóż bowiem mógłbym spodziewać się od kogoś, kto żyjącemu odmówiłby tego, co winien jest zmarłemu".


Mógłbyś usłyszeć tu szczere, tam obłudne głosy biadania; stąd westchnienia, stamtąd łkania, stąd żałosne jęki, stamtąd straszne zawodzenia; stąd rozlega się [odgłos] bicia się w piersi, stamtąd [klask] zderzających się dłoni; tu płyną potoki rzęsistych łez, tam ledwie na pół zwilżone są powieki. Panny targają włosy, matrony [rozdrapują] twarz, szaty [rozdzierają] staruszki; ogólne biadania potęguje zawodzenie obłudnej królowej, która już to męża, już to poszczególnych dostojników ze smutkiem ściskając, uspokaja z jakąś - sam nie wiem - słodką goryczą czy - powiedziałbym - z gorzką słodyczą, tak iż wszystkimi wstrząsają już nie udane, lecz połączone z rzewnym płaczem łkania do tego stopnia, że jak wieść głosi, w ślad za żałosnymi jej skargami zaczęły lamentować spiżowe wizerunki, a na skutek jej łez posągi - łzami spłynęły.


Otóż po obrzędach pogrzebowych, które jeszcze dziś pogaństwo odprawia podczas pogrzebów, [król] podejmuje [stryjów] ucztą z najwykwintniejszymi przysmakami. Gdy czyste wino nieco rozwiało ich smutek, król prosi, aby go odwiedzili i w jego obecności wzajemnie przy pucharach zachęcając się, mile się pocieszali. Mówi, że chętne ich przybycie sprawi ukojenie w jego chorobie, a koniec jego życia raczej będzie radosny niż owiany smutkiem. "Czemu - rzecze - królowo, w smutnych rozpływasz się łzach, czemu trawi cię smutek? Wdowieństwa się boisz? Przynajmniej póki ci żyją, nie przekroczysz bramy wdowieństwa; a nawet wobec tylu pozostałych przy życiu moich krewnych bądź przekonana, że ja dalej żyję. Teraz chciałbym wezwać najprzedniejszych spośród ojców, z serdecznych przyjaciół najbardziej zaufanych, których spojrzenia jakby gwiazd promienie ożywiają mnie, aby u nich nasza pamięć w twojej żyła osobie, ponieważ wiedzą, że jesteś resztą naszego życia, naszej duszy połową".


Oni przysięgają, że wpierw żywcem chcą być pogrzebani, nimby zaginęła [pamięć] jego wyświadczonych im dobrodziejstw.


"Niech wzniesie się puchar - rzecze król - i niech ja się podniosę, abym wszystkich pozdrowił i abyśmy kolejno złączyli się pożegnalnym pocałunkiem, aby każdy skosztował tego boskiego nektaru, gdy ja nadpiję".
Był to zaś złoty puchar, przez zmyślną królową kunsztownie wykonany, w którym nawet mała ilość płynu podchodziła ku górze. I chociaż kielich ledwie w czwartej części był napełniony, wydawał się pełny, gdyż płyn zawisał w górze niby para; tenże płyn, dmuchnięty z ust lub z nosa, opadał, jak to się zdarza z wrzątkiem, od mocy ognia, dopóki nie osiądzie na pewnym dnie w pewnej ilości. Mówią, że podobną moc posiada calciparius. Do tego osobliwego pucharu wlewają już zabójczy napój, zaprawiony sztuką tegoż podczaszego; kto po królu miał go pić, obowiązany był przytknąć [puchar] do ust króla, aby nie można było nic złego podejrzewać, skoro król jakby wpierw kosztował. Wierzono bowiem, że zostało wypite, nie zaś opadło jedynie od wydechu to, co tylko sztucznie było wezbrało; lecz ile tylko wlano właściwego i zabójczego napoju, ten, który przytknął puchar do [ust] króla, miał nakaz po ucałowaniu króla to wypić. Tak okpionych [i] tak zatrutych prosi, aby odeszli, twierdząc, że od przyjaznej z nimi gawędy ogarnęła go niespodziewanie kojąca senność. Mniemano, iż spoili się mężowie, których jad trucizny to na nogach zachwiał, to na ziemię powalił. Ból wydarł im życie u progu tejże nocy. [A] ów najsroższy z tyranów odmówił nawet pogrzebu ich zwłokom, dowodząc, iż zginęli od pokarania z nieba, bowiem wczoraj zamierzali żywcem pogrzebać przyjaciela, ba, krewnego, ba, króla, a tę niegodziwość pozorem miłości skrywaną jęki zdradziły i płacz posągów, i nagły zgon złoczyńców bez nadziei ocalenia, i wiele innych dowodów.
Gdy przeto zaszły te gwiazdy ojczyzny, upadła także wszystka godność i zgasła wszystka chwała Polaków, w popiół się obróciwszy. Albowiem ta świata zakała, ta cnót zagłada, ten najobrzydliwszy ze wszystkich niegodziwiec, opadłszy na łono plugawej bezwstydnicy, w zbytku i gnuśności stał się do cna rozpustnikiem, zgoła nic za większe szczęście nie uważając, niż opływanie w rozkosze. Było zaś jego częstym powiedzeniem: "Maśćmy się najlepszymi olejkami, raczmy się winem, rwijmy kwiat, aby nie uwiądł". Onże pierwszy był do ucieczki, ostatni do walki; w niebezpieczeństwach największy tchórz, a skoro strach ustąpił, pyszałek. A jako wróg najzuchwalszy chóry cnót bezustannie zwalczał, bardzo biegły we władaniu wszelkim orężem haniebnych czynów; wszelkich wręcz wysiłków się imał, o których wiedział, że cnocie są przeciwne. Większe [też] miał upodobanie w towarzystwie niewieścim niż w męskich zebraniach. Za te przeto osobliwe zasługi niesłychaną sczezł śmiercią. Albowiem z rozkładających się trupów, które kazał porzucić bez pogrzebania, wylęgły się myszy w niezwykłej ilości i ścigały go tak długo przez stawy, przez bagna, przez rzeki, a nawet przez ogniste stosy, aż zamkniętego z żoną i dwoma synami w bardzo wysokiej wieży zagryzły okrutnie dojmującymi ukąszeniami.
[20] JAN: 
Podobnie Abderydzi opuścili ojczyznę z powodu mnóstwa żab i myszy. Tak [i] Filistyni z powodu [plagi] wrzodów na pośladkach odesłali synom Izraela Arkę ze złotymi [podobiznami] zadków i myszy. Za osobliwy haniebny czyn osobliwa spotkała go hańba. To, z powodu czego zawsze pragnął być szczęśliwy, to [właśnie] raz sprawiło, że na zawsze został nieszczęśliwy. Tego bowiem dokonała zmyślność niewieścia. Taki pożytek mają żonkosie, takie żniwo bardzo często wyrasta z częstego obcowania poufałego z niewiastami. Czytał o tym w księdze doświadczenia Sardanapal, mąż bardziej zepsuty niż niewiasta. Gdy bowiem namiestnik jego Arbaktus zobaczył go w towarzystwie ladacznic, w sukni niewieściej rozdzielającego przędzę dziewczętom, rzekł: "Nie godzi się, żeby mężowie byli posłuszni temu, kto wolałby być niewiastą niż mężem". Przeto jego poddani wypowiadają mu wojnę, a on, zwyciężony, zbudowawszy stos, spala i siebie, i swoje bogactwa - w tym jedynie naśladując męża. Panowanie zaś obejmuje Arbaktus, godniejszy raczej pochwały niż nagany, ponieważ nie dążył do zagarnięcia najwyższej władzy, lecz więcej, na współczujących barkach wydźwignął ojczyznę z nieszczęsnego upadku.

opr. A. Fularz wg Wikipedii. Fragment wg http://poetica.freehost.pl/kronika.html

 

  1. http://poetica.freehost.pl/kronika.html
  2. Oficjalna tytulatura monarchii duńskiej w XII wieku; zob. M. Plezia, S. M. Szacherska, Zawartość Kodeksu tzw. Eugeniuszowskiego Kroniki Mistrza Wincentego, Warszawa 1976. Istnieją też poglądy, że miało tu chodzić o wyspy dalmackie lub Dację; o wyspach już A. Bielowski: Magistri Wincentii Chronicon, ed. A. Bielowski, [w:] Monumenta Poloniae Historica, t. 2, Lwów 1872, s. 244; o Dacji H. Łowmiański, Poczatki Polski, t. V, Warszawa 1973, s. 317.
  3.  Prawdopodobnie Kanut I Wielki (który jest zalinkowany). Ma to być recepcja walk tegoż władcy z Pomorzanami lub Wagrami i Obodrzycami; zob. H. Łowmiański, op. cit. Inne zaptrywanie daje G. Labuda, który podnosi dawny pogląd A. Gutschmida i identyfikuje tegoż władcę jako Kanuta Lavarda i uważa legendę za recepcję zdarzeń XII-wiecznych; zob. A. Gutschmid, Kritik der polnischen Urgeschichte des Vincentius Kadlubek, Archiv für österreichische Geschichte 17 (1857), s. 295 – 326; G. Labuda, Studia nad poczatkami państwa polskiego, t. II, Poznań 1988, s. 34, uw. 43. Według innej teorii opis porwania duńskiego króla u Kadłubka był odbiciem historii ojca Kanuta Wielkigo – Swena Widłobrodego – który został porwany pod koniec X wieku (według Thietmara przez Normanów, według Adama z Bremy przez Słowian); S. Zakrzewski, Bolesław Chrobry Wielki, wyd. 2, Kraków 2000, s. 159; por. A. Brückner, Córka niedźwiedzia, "Przegląd Polski", t. 129, 1898, s. 12-14. Inaczej jeszcze A. Bielowski, który doszukiwał się w zapisie kroniki (Canuto) Aminty II, króla macedońskiego; zob. A. Bielowski, op. cit., s. 254.
  4.  Według A. Bielowskiego w zapisie kroniki "Canuti nepos" (pl. wnuk Kanuta) ukrywa się "Amyntae nepos" czyli Aleksander Wielki, wnuk Aminty IV (op. cit., s. 254). Według Gutschmidta tym wnukiem miał być Waldemar I Wielki (op. cit.). G. Labuda uważa, że był nim Kanut VI (op. cit.).
  5.  Kronika teraz wyraźnie podaje "Daci prius cum Polonis deinde cum Bastarnis male pugnavernat" co wskazywałoby, że jednak koncepcje A. Bielowskiego z łączeniem tej opowieści z jakimiś wydarzeniami na południu Europy są poprawne. Tak też Polacy walczyć mieli z Dakami, jednym z ludów podległych Macedonii; zob. niżej.
  6.  Informację o takich zdarzeniach Kadłubek wziął ze źródeł antycznych; zob. Justyn, Zarys dziejów powszechnych według Pompejusza Trogusa, tłum. L. Lewandowski, Warszawa 1988. Tam też można znaleźć ustęp o walce Bastarnów i Daków z Rzymem. Wygląda na to, że Kadłubek połączył tę informację ze swoim wcześniejszym wywodem przez zwyczajne podobieństwo nazw "Danów/Duńczyków" (łac. Dani) i "Daków" (łac. Daci) jak i to później czyni; zob. M. Wincenty, op. cit, s. 9, s. 22 – 23; G. Labuda, op. cit., s. 48 – 49.